Stephen Hawking wpadł na pomysł, jak w prosty sposób udowodnić że podróże w czasie są niemożliwe: jego zdaniem należy zorganizować imprezę (Zlot Podróżników w Czasie) i odpowiednio rozreklamować ją w prasie i w internecie dzień po (sic!), w myśl zasady, że potencjalni-przyszli podróżnicy nie będą mieli trudności z natrafieniem na taką informację, i czym prędzej spakują walizki do swoich latających DeLoreanów, czy co tam będą wówczas używać, i przyjadą nas odwiedzić. Jeśli coś takiego ma faktycznie mieć miejsce,osobiście modlę się by nie była to wycieczka pod hasłem: "Z wizytą wstecz u prymitywnych cywilizacji. Lekcja żywej historii - projekt w ramach obchodów tysiąclecia Unii Europejskiej".
Obecność( a właściwie nieobecność) podróżników w czasie będzie najlepszym dowodem do postawionej tezy. Dość proste.
Słynny fizyk nie teoretyzował w temacie zbyt długo i szybko zabrał się za organizacje ponadczasowej imprezy ( a informację o niej faktycznie łatwo znaleźć w internecie). Odbyła się ona na terenie Uniwersytetu Cambridge, jednak wizja ostrego melanżu ludzi z różnych epok okazała się fatamorganą z powodu kiepskiej frekwencji (co zasadniczo samo w sobie było celem Fizyka). Prócz inicjatora przedsięwzięcia, nie pojawili się żadni inni goście w znanej nam materialnej formie.
Stephen Hawking uważa to za dowód na niemożliwość podróży w przeszłość, i pewnie ma to poparte wyliczeniami z regułek przy użyciu nietęgich wzorów, rodem z papirusów faraona, ale nie udało się mu przekonać mnie, gdyż została możliwość jeszcze innej interpretacji wyników eksperymentu.
Czas to ponoć czwarty wymiar, a my nieustannie nim podróżujemy w jednym kierunku. Może doczekamy któregoś dnia takiego postrzeleńca, który a pójdzie raz w drugim kierunku, bo nikt mu nie powie że to niemożliwe. Potrzeba do tego czasu i pracy wielu pokoleń, nic nowego. Na podobnym schemacie chociażby pewną liczbę pokoleń temu sraliśmy po kątach jaskini ze strachu w trakcie burzy, nie rozumiejąc zjawiska piorunów. Dziś rozkminiamy istotę czarnych dziur, a przecież chyba nikt żadnej na własne oczy nie widział.
Więc będę się trzymał opinii, że może nie wszystko jeszcze stracone w temacie, i choć wprawdzie turysty z epoki latających aut jeszcze nie spotkałem, uważam jednak że trochę wody i zanieczyszczeń w Wiśle upłynie zanim zdołamy opracować porządny Flux-Wihajster-Capacitor. Potem pewnie też niemało kalendarzy ludzkość zużyje, zanim jakiś bezsenny pracownik w korporacji któremu powierzono całonocne kserowanie dokumentów, nie wpadnie w trakcie tego zajęcia na sposób, w jaki można namieszać w wyjątkach od reguł, tworząc tym samym własne, nowe reguły z pominięciem słowa "niemożliwe".
Ale. Wracając do meritum tematu, nikt nie dotarł na imprezę w Cambridge, ponieważ mogło się okazać, że nie było komu; równie dobrze ludzkość w wyniku swoich działań mogła unicestwić się sama, zanim zdołała opracować sposób na podróż w czasie.
Gdyby na eksperyment Hawkinga popatrzeć z innego punktu widzenia, na polu teoretycznym taki scenariusz jest jak najbardziej prawdopodobny. Istnienie nas, naszego gatunku czy naszej planety nie oznacza wcale stanu permanentnego. Ponadto duża część stworzonych przez człowieka imperiów i cywilizacji upadały z hukiem, zazwyczaj dożynanie finalnie przez mniej ogarniętych i wysublimowanych agresorów.
Z dwojga złego, to już chyba lepiej nie móc zbudować tej cholernej maszyny czasu...
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz