niedziela, 11 października 2015



"Ustalmy, szczamy do umywalki czy nie?"
- Jan Himilsbach do nowo poznanego współlokatora, po zakwaterowaniu ich w hotelu.




Dziś dualistycznie, bo cytatu nie czyta tata Tacyta.
Zamiast tego Jan Himilsbach. Ten wybitny polski prozaik takim błyskotliwym zdaniem wciąż przypomina, że jakieś zasady obowiązywać, bądź co bądź, muszą. 
Grzebię w szufladzie a czuję jakbym jechał po bandzie, pralka też w drodze losowania wybrała muzyczkę specyficznego gatunku. Wszystko dlatego, że przypomniałem sobie, że razu pewnego wystrugałem coś takiego, jak poniżej. Taki temat,  tytułem podany jak na tacy. Odnośnie tego, czego dotyczy, to już nie jest tak lekko.



*   *   *


Sens życia z punktu widzenia nałogu



Szlag by to trafił, kolejna zapalniczka nie pali,
znowu autobus za godzinę, znowu gdzieś pobłądziłem,
sinusoidalnie, zdarza się odkrywać nowe światy,
przemierzać je, na zasadzie trzymania się lekko w oddali,
na gorąco palić wszystkie zasady - tu imię Twoje,
- czy myśmy się czasem nie znali?

Myśli kręcą jak kołtuny, nie dają spokoju,
ciągle grają po kościach pozorami.
Znasz je, albo Ci się tak tylko wydaje,
z rozumu wyodrębniony ptasi móżdżek
jak, róg co huka Mistrzowi po lasach.
spustoszenie w głowie prawie tak rozkoszne.
Róg, złoty. Który miałeś chamie.
- a że zgubiłeś - o tym już nie wspomnę.

I był niby niepozorny, a czasem - jak warknął
raptownie uniosłym tonem poroznosił świat,
prawie jakby wierzył w zimno nieskończone.
Z taką siłą, której nie można ominąć,
którą trzeba znosić, jak ogórki do piwnicy,
co czerpana z niepokojów nie do końca wrodzonych.

Zachodzę w głowę nad jednym,a tu a od wschodu,
po oczach coraz bardziej zmęczonych
niewidoczne myśli - Skąd ten wiatr?

Gdyby tak zrozumieć spróbować, to pcha nas
wprost w zasadzki pozastawiane na ludzi;
Najgorsze co można wtedy zrobić, to się tłumaczyć
że możemy dać sobie jeszcze jedną, kolejną szansę.
Przecież kiedyś staniemy się mądrzejsi bardziej.
życiem wczorajsi, dziś długim wstępem do jutra;
Z samotności powstałej w tłumie
łapiemy doła, nic się nie dzieje, biegamy po górach.

Rozmyte "ja" bywa nieraz nielichą grupką.
Rozbiegunowany na tyle stron świata,
aż czuć, jak myśli na strunie duszy podyrygują.
Mam obawy z niepewności: takie tam poczytalnością zabawy.
Życie, wiesz już, bywa nieraz na jawie śnieniem.
Wszak od bycia człowiekiem w kilku osobach.
Pojebało. Wszystkich z psychopatycznym usposobieniem.                  

To może liczą się momenty,
chwila, która trwa jak zawsze?

Mieć świat w dłoni nie jest lepiej, może pozornie
bo gdy nie weźmie się w garść, od razu z głową
-i gołębia jeszcze gdzieś wcisnąć,
pozostaje tyko bierne patrzenie 
jak wyraźne niegdyś granice coraz bardziej płowe.

Jak nigdy, wówczas tęskni się za normalnością.
I chyba w życiu na krawędzi pomaga lęk wysokości.
Poplątało się wkoło. A miało być prościej.

Chociaż gdy gorzej, to zbieram się w sobie,
próbując świat ubrać w najbliższe plany,
zlepiając z tej gliny około logiczną osobę.

Tylko jak tu teraz być sobą,
gdy własne ja
jakby całkiem obcym ludziom wyszarpane?

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz