- To działajcie - odezwał się Anders - Ja muszę już lecieć, bo wybieramy z
chłopakami na grilla do Niemców. Powodzenia
- pożegnał się Anders. Antoni poruszył anteną, na moment
poprawiając odbiór
- To pa. - pożegnał się. - Przywieź
mi jakieś muszelki.- zdążył jeszcze powiedzieć.nim Kineskop
Łucznika wygasł. Antek szturchnął Tadka i spojrzał złowrogo..
- Musiałeś posłać radiotelegram do
biuletynu informacyjnego, nie mogłeś poczekać na mnie? - zapytał
z wyrzutem.
- No tak...ale to i tak na nic da, bo
ruscy blokują biuletyn wysyłając stacjami numerycznymi karykatury Hitlera - Generał Tadeusz próbował się tłumaczyć, ale Antek i tak był zły.Pochwycił
zatem z talerza i zjadł trzy żołnierzyki, które popił herbatą.
Tadek udał że wcale się nie martwi o jego wątrobę.
- Włącz radio, posłuchamy co z
satelity nadają - zaproponował po dłuższej chwili zadumy. Generał o pseudonimie Monter
podszedł do radia i przekręcił gałkę. Odezwał się głos
spikera:
- W dzisiejszej sondzie podziemnej: 30%
ankietowanych uważa że Hitler powinien zgolić wąsy. 40% uważa że
dobrze jest jak jest. Reszta nie wiedziała, że Hitler posiada wąsa.
- Spiker przerwał na chwilę. - Informacje z kraju: czy wyroki sądów
podziemnych nie są zbyt srogie? Nagraliśmy grupę volksdeutschów,
narzekających przy piwie w knajpie "Eine Gutte Deutche
Pumpernikiel" na życie w strachu ciągłym, obawami związanymi
z wyjściem na miasto. Nie mają lekko, często są rozpoznawalni. Noszą kapelusze z piórkiem
i łatwo są wyławiani przez agresorów różnej maści, niejednokrotnie bywają poniżani a często
policzkowani i bici - nastąpiła pauza po której z głośników rozległ się śpiew
pijanych Niemców.
- Czy nasze sądy aby nie przesadzają?
- znów odzywa się spiker - posłowie Unii Zjednoczenia Europy komentują całą
sprawę jako wyraz ksenofobii i uprzedzeń i składają sprawę do
rozpatrzenia w Trybunale w Strasburgu z tymczasową siedzibą w
Skagastrond na Islandii.
Antoni wyłączył radio. Stanął obok
szafki z książkami i zamyślił się.
- Myślę, że - zaczął powoli -
Hitler w sumie to z wąsikiem lepiej, ale jakby się jeszcze czesał
się na prawą stronę.
Tadeusza wstrząsnęła jego uwaga.
- To może lepiej odwołać? - zapytał skonfundowany. - Chłopaki wiedzą, jak z luf karabinów pospawać
całkiem niezłe rowery - powiedział.
Antoni zadumał się na chwili, sięgnął do kieszeni i wyciągnął monetę.
- To proponujesz odwołać działania,
i skupiamy marketing na wycieczce rowerowej wzdłuż Wisły, szlakiem
Bismarcka? - zapytał i ścisnął pieniądz w dłoni.
- Żadnego Bismarcka, a byłą Aleją
Piłsudskiego - poprawność patriotyczna Tadeusza potrafiła nie raz dawać się we znaki współrozmówcom pokroju Antoniego.
- Co za różnica, jak i tak za kilka
lat będzie Bulwar Lenina - Antoni postanowił nie zawracać sobie głowy
głupotami - To jest nasz problem, pomidorowi tak szybko nie
odpuszczą.
- Jaki to problem? - zapytał Tadziu
zdziwiony - Wiecznie siedzieć nie będą - powiedział i spojrzał na
przeciwległy brzeg Wisły.
- Będą, nie będą, trzeba będzie
cudu, żeby wrócić pamięć o Józku. Poczciwy był chłop i gdyby
żył teraz, wiedziałby, co trzeba zrobić. Biedak pewnie się teraz
w grobie przewraca.
- Tyle dobrze, że Lenina zabalsamowali
i włożyli pod klosz - zauważył słusznie Antoni. - Jemu los
wiercenia się w trumnie przynajmniej nie grozi.
Tadeusz podrapał się po głowie rozkojarzony.
- Jak pomidorowi już do nas wejdą, to
zrobią nam taką reformę, że zapomnimy jak się nazywamy -
powiedział. Antoś pokręcił głową.
- Jak nie Pomidorowi, to Niemcy - odparł zdenerwowany.
- To co robimy? Działamy, czy robimy
wypad rowerowy? - zapytał Tadeusz. Antoś spojrzał na monetę
trzymaną w dłoni.
- Orzeł czy reszka? - zapytał.
- No, reszka - mruknął Tadeusz,
analizujący w myślach wyniki sondaży.
Generał Chruściel podrzucił monetę,
która wylądowała na stole z gracją, którą dopiero za trzynaście
lat powtórzy wielka konserwa pomidorowych: Sputnik. Tadek zerknął
numizmatycznym okiem.
- Kurwa, orzeł. - Oznajmił zaskoczony.
Antoni nic nie mówił. Podszedł do
szafy i wyciągnął spore pudło. W środku znajdowały się balony.
Wyciągnął jeden zestaw i podał koledze.
- Masz, dmuchaj. Z gołębiami nam nie
wyszło, to spróbujemy inaczej. Przyczepimy granaty do balonów -
zaproponował. - Zaraz powiem i czterdzieści tysięcy ludzi też
będzie dmuchać.
Tadek był mocno poirytowany całą tą
sytuacją. W powietrzu pojawiły się ruskie komary, a jego
najbardziej wkurzało, że musi dmuchać tu jakieś cholerne
balony. Tymczasem, taki Anders, buja się teraz z niedźwiedziem
ciężarówką po Saharze i pewnie już go uczy palić cygara. Pomyślał, że gorzej już być nie może.