sobota, 28 listopada 2015

Happening dla zabicia czasu (część 2/4)


-No i gdzie ci żołnierze? -zapytał zniecierpliwiony Tadzio pretensjonalnym tonem. Antoś kończył układanie jedzenia w stylu Art Deco, resztę ułożył niedbale. Z talerzem w ręku wszedł do pokoju.
- Chlebowe żołnierzyki dla mego kochanego - powiedział czule.
- Ceregiele na bok - surowo odparł Tadziu. - Jestem tu służbowo.
Antoś położył talerz na stole i zrobił maślane oczy, jakby mało go było na chlebie. Wylądował talerzem na stoliku i wrócił do kuchni po herbatę.
- Przestań już - Tadziu lekko się poirytował taką krzątaniną, co tylko zachęciło jego kolegę do odważniejszych igraszek. Położył kubki na stoliku i mocnym, męskim uściskiem chwycił gospodarz swego gościa za krocze.
- Na litość boską - Tadek zerwał się z fotela i z nerwów upuścił cygaro - Ty znowu z tą tolerancją ? Mówiłem, ja mam żonę i dzieci - warknął.
- W takim razie musisz bardzo tęsknić za silnymi męskimi ramionami - westchnął Antek urażony, chwycił kanapkowego żołnierzyka i zjadł go, po czym wulgarnie zaczął się oblizywać.
- Tęsknię za czym innym - Tadek koniecznie chciał sprowadzić rozmowę na inne tory - doskwiera mi obecny język urzędowy. Nawet etymolodzy ichni rozmawiając o swojej pracy brzmią dla mnie jak messerschmitty  - oznajmił, ciągle urażony niezasygnalizowanym zbliżeniem i naruszaniem układanego w gaciach przez dwanaście minut paktu Sikorski-Majtki, tak by jednoznacznie wskazywał opcję polityczną.
- Mało ambitny jesteś. - Antoś udał oburzonego. - I masz płytkie intencje - Powiedział teatralnie zginając dłoń w nadgarstku.
- Ale żenada - mruknął.
- Tobie dogodzić. Wiecznie jest coś co ci nie podoba - burknął na odczepnego Tadeusz obrażony i skrzyżował ręce, by jasno wyrazić swą dezaprobatę do dotychczasowych działań kolegi. Pomyślał, że w tej chwili nie czuje zbytniej więzi z kolegą; jakby jedyne co ich łączyło to odpowiedzialność za drobną decyzję odnośnie życia i śmierci ćwierci miliona osób zamieszkujących w wielkim mieście.
- Ja bym chciał, żeby były tęczowe frugo. - Zamyślił się i zniżył ton głosu by przypominał ton dziecka, beztrosko wyrażający zachcianki - Pomyśl że można by zbudować maszynę czasu, cofnąć się do przeszłości, porwać małego Hitlera i Stalina i tak potoczyć ich życiem, by wychować ich na gwiazdy slapsticku.. Żeby dolną połowę marsa pomalować na biało, to też bym chciał. Żeby każdy Krakowianin dostał hulajnogę za darmo...
Na ten pomysł Tadeusz, pijący herbatę z kubka, zareagował ostro, zamanifestował to gdy wypluł łyk herbaty wprost na dywan wydarty z namiotu Kara Mustafy przez samego Sobieskiego pod Wiedniem.
- Hulajnogi za darmo? - zapytał retorycznie. - Tobie chyba niemieckie zrzuty z lewymi butami na łeb spadły zamiast pod Stalingradem - skomentował i ponowił próbę napicia się herbaty.
Przyłożył do ust kubek, który kupił kiedyś na wycieczce w Częstochowie; był to solidny kawał porcelany, opatrzony dużym napisem: "I love Pius XII". Pod nim umieszczony był symbol mercedesa lub pacyfka - kiepska jakość wydruku uniemożliwiała precyzyjne rozróżnienie. Antoś niespodziewanie uśmiechał się.
- Potem łatwiej będzie można wcisnąć Warszawiakom  te popsute skutery - zaśmiał się - Krakowiakom tatar wyjdzie bokiem, i z żalu puści klej trzymający szopki - zamyślił się Antek doprecyzowując cały plan - I tylko czekać jak lajkonik z tego swojego figlarstwa wywinie fikoła.
- Tyle zachodu żeby alejki w Sopocie były zarzygane? - zamyślił się generał Bór-Komorowski.
- Lepiej włożyć trochę zachodu, bo inaczej samo ze wschodu przyjdzie - oznajmił, wykazując się sprawną umiejętnością pojmowania polityki. Od dłuższego czasu trapiła go sprawa zapchanych magazynów, pełnych zepsutych skuterów i hulajnóg, przysłanych w ramach projektu pod tytułem: "Alianckie wsparcie  w postaci ciężkiego sprzętu wojennego dla Polski". Starszy mężczyzna poprawił czarny beret i zakręcił globusem stojącym obok jego fotela.
- Tak, ale nie zapominaj że nasz plan po realizacji może utrudnić poruszanie się po ulicy skuterem - stwierdził trzeźwo Antoś obserwując obroty kuli. Poczuł, że od tego zakręciło mu się w głowie. Poszedł więc do barku i nalał sobie solidną szklanice bimbru. Dostał ją dawno, przed wojną, w czasach gdy na ruskich wołano jeszcze pieszczotliwie i zdrobniale "łobuzami", i zanim urządzali głośne, huczne imprezy w kilku miejscowych lasach, które sami Niemcy nazwali "sztywnymi". Było to na krótko nim w pewnych kręgach przypisano im nową nazwę: "pomidorowych" – byli jak zupa: czerwoni i mocno popieprzeni.
- Myślisz, że będą utrudnienia na drogach po realizacji naszego działania marketingowego? - zapytał nieśmiało Tadek. Antoni wyciągał z kieszeni Obwoźny Aparat Komunikacyjny marki "Gruszka" na długim łańcuszku, po czym zerknął na ostatnie wiadomości.
- Na Kuryeru24 informują - odezwał się wpatrzony w miniaturowy kineskop - że ciężko będzie dojechać na drugą stronę miasta za rzekę.
Jego kolega nic nie kumał a na domiar złego, zaczął czuć nieprzyjemny zapach, który drażnił go po oczach i powodował że pociekły mu łzy. Antoś wzruszył się myśląc, że ciężki los kierowców poruszył kolegę, którego poklepał po plecach.
- Nie będzie źle, nie martw się. - powiedział spokojnie - Baraki główne obiecują nowy sprzęt do garażu: dwie wołgi, które przerobimy na gaz. Dospawamy do nich armaty i będą jak "Rudy 102"  - mówił, jakby to było prostsze od zrzucenia samolotem broni i sprzętu do miasta z obszaru oddalonego o kilkadziesiąt, może kilkaset kilometrów.
- Amerykanie ściemniają na okrągło - zasmucił się Antoś. - Raz nam tylko coś dali, a tak to nie można im ufać. - Uznał mężczyzna. Jego kolega zmarszczył brwi.
- Co nam dali Amerykanie, bo nie kojarzę? - zapytał.
Antoś zjadł kolejnego kanapkowego kwadratowego żołnierzyka, przełykając przerwał łkanie i wydukał:
- Jak to co nam dali? Obietnice, że dostaniemy wizy - powiedział. - Dzięki temu ciągle wierzymy w "American Dream" a wycieczka do Disneylandu  jeszcze jest synonimem utopii. Ale dla mnie to lekki obciach - pozwolił sobie wyrazić swoją opinię - Powiedz mi, skoro tyle im zawdzięczamy, to jaki oni mają powód by dawać nam te Wołgi?
- W sumie masz rację. Żaden - zadumał się Tadziu. - A Rosjanie obiecują czerwonego trabanta i trzy litry paliwa za każdą piątkę martwych kapitalistów - przypomniał poprzednią depeszę od Stalina. - Skąd ja im tylu wezmę. Połowa polaków wie tyle o ekonomii, że prędzej byś zobaczył Lenina ujeżdżającego krowę, niż rodaka który wie na czym polega fundusz inwestycyjny i zna aktualne tendencje kursu jena.
- To prawda - posmutniał Antoś. - Nasi za mało wiedzą o trendach rynkowych. Tylu gmin maklerskich było w sąsiedztwie, i żaden nie dopytał.
Tadeusz bezwiednie wzruszył ramionami.
- Chyba trzeba będzie inaczej do zagadnienia podejść - powiedział zamyślił się. Antoś zapatrzył się na kubek i zastanawiał, czy następca Piusa Dwunastego dobrze będzie się czuł z pechową liczbą przy swoim imieniu.
- Mam! - Tadeusz nagle ożywił się, niemalże podskakując w euforii - Mam pomysł, jak można to zrobić inaczej!

(cdn)

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz