sobota, 28 listopada 2015

Happening dla zabicia czasu (część 4/4)



- To działajcie - odezwał się Anders -  Ja muszę już lecieć, bo wybieramy z chłopakami na grilla do Niemców. Powodzenia - pożegnał się Anders. Antoni poruszył anteną, na moment poprawiając odbiór
- To pa. - pożegnał się. - Przywieź mi jakieś muszelki.- zdążył jeszcze powiedzieć.nim Kineskop Łucznika wygasł. Antek szturchnął Tadka i spojrzał złowrogo..
- Musiałeś posłać radiotelegram do biuletynu informacyjnego, nie mogłeś poczekać na mnie? - zapytał z wyrzutem.
- No tak...ale to i tak na nic da, bo ruscy blokują biuletyn wysyłając stacjami numerycznymi karykatury Hitlera - Generał Tadeusz próbował się tłumaczyć, ale Antek i tak był zły.Pochwycił zatem z talerza i zjadł trzy żołnierzyki, które popił herbatą. Tadek udał że wcale się nie martwi o jego wątrobę.
- Włącz radio, posłuchamy co z satelity nadają - zaproponował po dłuższej chwili zadumy. Generał o pseudonimie Monter podszedł do radia i przekręcił gałkę. Odezwał się głos spikera:
- W dzisiejszej sondzie podziemnej: 30% ankietowanych uważa że Hitler powinien zgolić wąsy. 40% uważa że dobrze jest jak jest. Reszta nie wiedziała, że Hitler posiada wąsa. - Spiker przerwał na chwilę. - Informacje z kraju: czy wyroki sądów podziemnych nie są zbyt srogie? Nagraliśmy grupę volksdeutschów, narzekających przy piwie w knajpie "Eine Gutte Deutche Pumpernikiel" na życie w strachu ciągłym, obawami związanymi z wyjściem na miasto. Nie mają lekko, często są rozpoznawalni. Noszą kapelusze z piórkiem i łatwo są wyławiani przez agresorów różnej maści, niejednokrotnie bywają poniżani a często policzkowani i bici - nastąpiła pauza po której z głośników rozległ się śpiew pijanych Niemców.
- Czy nasze sądy aby nie przesadzają? - znów odzywa się spiker - posłowie Unii Zjednoczenia Europy komentują całą sprawę jako wyraz ksenofobii i uprzedzeń i składają sprawę do rozpatrzenia w Trybunale w Strasburgu z tymczasową siedzibą w Skagastrond na Islandii.
Antoni wyłączył radio. Stanął obok szafki z książkami i zamyślił się.
- Myślę, że - zaczął powoli - Hitler w sumie to z wąsikiem lepiej, ale jakby się jeszcze czesał się na prawą stronę.
Tadeusza wstrząsnęła jego uwaga.
- To może lepiej odwołać? - zapytał skonfundowany. - Chłopaki wiedzą, jak z luf karabinów pospawać całkiem niezłe rowery - powiedział.
Antoni zadumał się na chwili, sięgnął do kieszeni i wyciągnął monetę.
- To proponujesz odwołać działania, i skupiamy marketing na wycieczce rowerowej wzdłuż Wisły, szlakiem Bismarcka? - zapytał i ścisnął pieniądz w dłoni.
- Żadnego Bismarcka, a byłą Aleją Piłsudskiego - poprawność patriotyczna Tadeusza potrafiła nie raz dawać się we znaki współrozmówcom pokroju Antoniego.
- Co za różnica, jak i tak za kilka lat będzie Bulwar Lenina - Antoni postanowił nie zawracać sobie głowy głupotami - To jest nasz problem, pomidorowi tak szybko nie odpuszczą.
- Jaki to problem? - zapytał Tadziu zdziwiony - Wiecznie siedzieć nie będą - powiedział i spojrzał na przeciwległy brzeg Wisły.
- Będą, nie będą, trzeba będzie cudu, żeby wrócić pamięć o Józku. Poczciwy był chłop i gdyby żył teraz, wiedziałby, co trzeba zrobić. Biedak pewnie się teraz w grobie przewraca.
- Tyle dobrze, że Lenina zabalsamowali i włożyli pod klosz - zauważył słusznie Antoni. - Jemu los wiercenia się w trumnie przynajmniej nie grozi.
Tadeusz podrapał się po głowie rozkojarzony.
- Jak pomidorowi już do nas wejdą, to zrobią nam taką reformę, że zapomnimy jak się nazywamy - powiedział. Antoś pokręcił głową.
- Jak nie Pomidorowi, to Niemcy - odparł zdenerwowany.
- To co robimy? Działamy, czy robimy wypad rowerowy? - zapytał Tadeusz. Antoś spojrzał na monetę trzymaną w dłoni.
- Orzeł czy reszka? - zapytał.
- No, reszka - mruknął Tadeusz, analizujący w myślach wyniki sondaży.
Generał Chruściel podrzucił monetę, która wylądowała na stole z gracją, którą dopiero za trzynaście lat powtórzy wielka konserwa pomidorowych: Sputnik. Tadek zerknął numizmatycznym okiem.
- Kurwa, orzeł. - Oznajmił zaskoczony.
Antoni nic nie mówił. Podszedł do szafy i wyciągnął spore pudło. W środku znajdowały się balony. Wyciągnął jeden zestaw i podał koledze.
- Masz, dmuchaj. Z gołębiami nam nie wyszło, to spróbujemy inaczej. Przyczepimy granaty do balonów - zaproponował. - Zaraz powiem i czterdzieści tysięcy ludzi też będzie dmuchać.
Tadek był mocno poirytowany całą tą sytuacją. W powietrzu pojawiły się ruskie komary, a jego najbardziej wkurzało, że musi dmuchać tu jakieś cholerne balony. Tymczasem, taki Anders, buja się teraz z niedźwiedziem ciężarówką po Saharze i pewnie już go uczy palić cygara. Pomyślał, że gorzej już być nie może.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz