wtorek, 15 grudnia 2015

Poderwanie do lotu - część 2



      Młoda kobieta rzuciła spojrzeniami po kątach pomieszczenia, gdzie każdy zdawał się być skupiony na swojej pracy. "Mniejsza z tym" – pomyślała. – "Z resztą, bo i tak już na zebraniu drużyny nadali mi pewnie sprawność wariatki, i wyżej w tym raczej już nie zajdę" – Alzacja machnęła na to ręką. Spojrzała na swoje biurko i przypomniała sobie, czym to właściwie powinna się teraz zająć.
      W myślach zaś walczyła z przekonaniem że powinna być bardziej towarzyska, zaczęła więc niepotrzebne rozważania nad tym, w jaki skuteczny sposób może stać się bardziej podobna do uczestników grupy zbierającej się na siedemdziesiąt trzy procent przy biurku Maćka; rozmyślała jakie kroki mogłaby przedsięwziąć, żeby umieć rozmawiać swobodnie o sprawach pozazawodowych. To w zasadzie było w jej zasięgu, ale wewnętrznie nie postrzegała tego jak coś, dzięki czemu mogłaby się rozwinąć.
      Dla samej chyba tylko draki, z kalkulatorem w ręce wyliczyła, ile czasu musiałaby poświęcić kolejno na serwisy plotkarskie, maraton serialowy, oraz ile by musiała spędzić na czytaniu publicystyki. Nieprzyjemnie jej się robi na samą myśl, gdy już słyszy jak same tytuły czasopism, a nie poszczególne tezy z artykułów, używane są wśród pracowników w charakterze mocnego argumentu w rozmaitych dyskusjach. Po podsumowaniu wyszło jej że na wszystkich tych czynnościach musiałaby spędzić minimum cztery godziny dziennie, co mocno ją zdziwiło. "Czy ludzie wykorzystują czas prywatny, naprawdę w tak bezproduktywni i odtwórczy sposób, czy to ja widzę więcej sensu w poświęcaniu go dla innych spraw?" - zastanawiała się. Akurat ją niezbyt interesowały tematy, które przewijały się w dyskusjach, z chęcią natomiast porozmawiałaby o czymś ciekawszym. W zasadzie nie każdy lubi malować czy bawić się w układanki słowne jak i nie każdy przygarnąłby pod swój dach kosa.
      Ją akurat fascynuje bardziej, gdy w ogóle coś łatwiej jest wyrazić innymi sposobami, niż w niemal matematycznym schemacie wypowiedzi degradowanej do pustych słów, przez posługiwanie się ograniczonym zbiorem pojęciowym. Język w biurze jest właśnie taki - bardziej matematyczny, i niektóre rzeczy trzeba przekazywać stosując odpowiednią formułę, innym razem niektóre codzienne rytuały sprowadzają się do regułek mechanicznie odtwarzanych. "Cześć" i "dzień dobry" jakby z taśmy, kierowane z samego rana do zaspanych głów, zakotwiczonych jeszcze bardziej w nocy. Alzacja się nieraz zapominała chcąc wnieść w to powitanie nieco więcej siebie, kilka razy więc w pierwszej sytuacji odpowiadała "doberek", z czego szybko zrezygnowała. Jakkolwiek spostrzegawcza i inteligentna, dopiero zauważyła, że lepiej nie należy pozwalać sobie na zbytnie odstępstwa od protokołu. Jedno, wypowiedzenie bardzo oficjalnym tonem "słucham?" skutecznie ją sprowadziło na ziemię.
      Widocznie wszyscy wolą powitania, będące schematem w kontekście rytuału, skutecznie wypracowanego pokoleniami. "Czy im te mechanizmy nie zgrzytają?" - pomyślała pewnego razu, zauważając że Andrzej ma zwyczaj z końcem pracy, ogłosić zza biurka "cześć wam"  i wyjść nie spoglądając na nikogo. Takie słowa z nawyku, bez ducha rzucone w próżnię. Pełno takowych codziennie w biurze, nawet więcej niż potrzeba. A jednak, i w takim potoku, są odpowiedzi, których się nie powinno udzielać jeśli się nie chce wdepnąć na minę konwenansów ogólnospołecznych. Z pozoru neutralna odpowiedź, może jednak okazać się zła.
      Przykładowo, razu pewnego, gdy podczas przerwy pracownicza zgraja znów zebrała wokół biurka Maćka, niczym stado szpaków na gałęzi, ich dyskusja stanęła bodajże na muzyce. Alzacja była w tym miejscu dopiero drugi raz, wszystko wkoło zdawało się takie obce i nieoswojone. Jednocześnie czuła, że skupia na sobie takie zainteresowanie, niczym celebryta w trasie, co pomylił drogi lądując na ciemnej wiosce i zwabiony światłem, z pytaniem o drogę zaszedł na wielską potańcówę. Zaś ona, niczym nowa ryba w stawie, zajęła wolny kąt i w oszołomieniu nowym miejscem Siedziała więc przy biurku i jadła drugie śniadanie. Wtedy w jej kierunku rzucone zostało pytanie z tłumu:
      –A ty, Ala? Uważasz, że disco polo jest obciachowe? – dziewczyna od razu poznała głos Andrzeja. Po jego pytaniu nastąpił tłumiony chichot.
      – Każdy słucha to, co mu się podoba – odpowiedziała spokojnie. Towarzystwo jednak z niezrozumiałych dla niej powodów zareagowało gromkim śmiechem, którego przytłaczające echo powracało do jej podświadomości przez resztę dnia.
      – Jak można nie mieć nic przeciwko najgorszej muzyce ever? – padło głupio zakończone i retoryczne pytanie wypowiedziane damskim głosem, ukrytym między kilkoma osobami. Alzacja nie odpowiedziała, w pamięci przypomniała sobie "burzliwe dyskusje odnośnie gustów wśród miłośników łacińskich sentencji " i kończąc kanapkę, rysowała coś na kartce. Grupa odczuwała niedosyt.
      – Weź, nie żartuj że lubisz disco-polo – stwierdził Andrzej i się roześmiał, wraz z nim kilka innych osób i w poczuciu dobrze spędzonej przerwy rozeszli się do swoich biurek. Następnego dnia Alzacja już nie pamiętała o całej tej sytuacji. Pamięć zbiorowa jednak bywa trwalsza, a założenie z którego wyszli wtedy przypominali Alzacji na swój specyficzny sposób. Raz, na swoim odtwarzaczu znalazła całą płytotekę "Boysów", którą widocznie ktoś musiał jej wgrać pod jej nieobecność w biurze. Innym zaś razem, po jakimś tygodniu, w porannego zaspania system komputera przywitały ją refren "Jesteś szalona", ryczący z głośników. "Że też komuś faktycznie się zachciało wkładać tyle wysiłku w wyobrażenie sobie, jak to jest być znów złośliwym psotnikiem rodowodem z przedszkola?" - zdziwiła się, gdy już ochłonęła.
      Takich sarkazmów przez pierwsze dwa tygodnie doznała więcej. Stara się je analizować na bieżąco, by wywnioskować lub chociaż wygdybać, nawet po czynach, co autor miał na myśli. Tu, gromadka widocznie uważa ją za kogoś, kto broni obciachu. Czyli spalona, bo pewnie nudziara bez zainteresowań. "Jakby nie to, to by znaleźli coś innego" – uznała Alzacja i posmutniała zmartwiona. –"Ale żeby szkarłatne litery za osobowość?" – przewinęło jej się przez myśli, nieco poprawiając humor. – "Najwyraźniej mają mocniej ode mnie nagrzane pod kopułą".

(cdn...)

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz